Bliżej słońca. EGIPT

Bliżej słońca. EGIPT

Nie będę się rozpisywać o zabytkach i historii, bo i tak większość dobrze o nich wie!!!. Ale opisze o wrażeniach, jakie zrobił na nas Egipt. Długo zastanawiałam się, który kraj wybrać na wakacje last minute, ale ostatecznie nie żałuję mojej decyzji. W pełni trafiona! Egipt-kraj muzułmański, o czym trzeba pamiętać ubierając sie i odpowiednio zachowując. Gdy byłam, z Elkiem, czułam sie bezpieczna a faceci mnie nie zaczepiali, ale jak tylko gdzieś sie rozłączyliśmy, ignorowali obrączkę i zachowywali sie całkiem inaczej, jednak bez podszczypywana czy czegoś w tym stylu. Pracują w większości mężczyźni i to na 2 etaty, aby utrzymać rodzinę, kobiety zajmują sie domami. Panie chodzą często w długich szatach, tylko niektóre, głownie młode dziewczyny ubierają sie "po zachodniemu", ale chusty na głowach mają wszystkie, głownie dopasowane kolorystycznie do reszty stroju i makijażu. A malują sie mocno. Widzieliśmy tez parę pan w czarnych burkach, czarnych chustach z dziurka na oczy, w czarnych rękawiczkach i butach.

Poza tym Egipt jest krajem biednym. Właściwie, to cale bogactwo należy do kilkudziesięciu ludzi "na szczycie", zwykłym ludziom sie nie przelewa. Państwowe zarobki to około 400LE, wiec nic dziwnego, ze panowie pracują na dwa etaty. Ale inne tez są ceny. Porównywać nie mogę, bo często te dla turystów różnią sie od tych dla tubylców, a tam nikomu nie wmówisz, ze jesteś rodowitym Egipcjaninem; -) Wiem tylko, ze benzyna kosztuje 1,30LE za litr (1LE = 70-80 groszy) a dizel 80 piastrow (0,80LE). To taniej niż my płaciliśmy za wodę do picia!! (za 1, 5litra od 1, 5 do 5LE).Wkurza czasem próbowanie naciągania, robienie idiotów z turystów, ten cały bakszysz, czasem naprawdę za nic. Jako turyści indywidualni na pewno więcej przepuściliśmy pieniędzy "w lud" niż tacy, którzy jeżdżą na wycieczki zorganizowane? Ale jak sam pewien Egipcjanin powiedział, ci ze statków i hoteli nie poznają Egiptu, bo sie przesiadają ze statku do autokaru i do zabytku, potem znów autokar i statek czy hotel. Nie maja szans porozmawiać z tubylcami. A tubylcy ich nie lubią, bo tacy nie zostawiają u nich pieniędzy, cala kasa idzie tylko do kieszeni prezesa biura podróży. trochę pociesza to, ze daliśmy zarobić zwykłym ludziom a nie nabijaliśmy głownie kiesy komuś, kto juz ma: -) Kolejna sprawa, to, że Egipt jest koloru piaskowego a na południu również błękitnego. Piaskowego, bo większość domów jest w tym kolorze, a jak nie jest to po paru burzach piaskowych sie staje, dlatego tez jest wszędzie pełno pyłu i kurzy sie niesamowicie. Błękitny, bo na południu to bardzo popularny barwnik do malowania domów. Wyglądają wtedy naprawdę ślicznie.

Zieleni jest mało, nawet czasem nad Nilem od razu zaczynają sie piaskowe góry. Ale w delcie pas zieleni jest juz szeroki. Egipcjanie to ogólnie mili ludzie. W ich bezinteresowność jednak nie wierze, ale w końcu musza za cos żyć. Czasem nie da sie przejść, aby nie być o cos zagadanym. Na ulicach jest niezwykle głośno, głownie ze względu na samochody. Królują stare jak świat modele, głównie duże fiaty. Kierunkowskazy są do ozdoby, pasów na jezdni tyle, ile sie zmieści samochodów, na szczęście nie można rozwinąć zbyt dużej prędkości. Jedno jest pewne: samochodu lepiej nie wypożyczać, naprawdę bezpieczniejsze są taksówki. W Kairze światła drogowe zainstalowano podobno w latach 80-tych, ale nikt sie do nich jeszcze nie przyzwyczaił i tylko policjanci są respektowani tego tez względu warto wziąć ze sobą stopery do uszu, bo inaczej można nie przespać ani jednej nocy. Jest tutaj całe mrowie kramów. Czasem może wydawać się, ze ten naród nie zajmuje się niczym innym, jak jedynie handlowaniem.

Kiedy wychodzisz na ulice, podbiegają do ciebie chmary mniejszych i większych kupców, krzycząc "good price for you, my friend". I każdy potrafi powiedzieć "jak się masz". Zapraszają cię do swojego sklepu, jak do mieszkania. Proszą, żebyś usiadł, proponują kawę albo herbatę. Za darmo. Teraz jesteś ich gościem - nie tylko klientem, który zostawi tu dolary. Nie możesz się spieszyć, niecierpliwić. Musisz dać im czas na pokazanie towarów - zawsze tak samo, jeśli tylko uda im się wciągnąć kogoś do sklepu, są gotowi rozwinąć wszystkie tkaniny, wyciągnąć z magazynu każdą figurkę, byle by tylko nie przestawać podziwiać zawartości ich zaplecza. Kilka razy, na samym początku, powiedziałem sprzedawcy, że nie mam ze sobą żadnych pieniędzy - nie się nie zmieniło, ten samy rytuał. Może tak naprawdę nie wierzyli, że mój europejski portfel jest zupełnie pusty. Jeden z setek sklepików, w Hurghadzie. Masa towarów - tkaniny, chusty, szale, figurki, bębny, rzeźby alabastrowe, wszystko ułożone tak, że strach zdjąć towar z półki, żeby nie naruszyć konstrukcji misternie ułożonych przedmiotów. Właściciel o imieniu Hassan, pierwszy chyba kupiec egipski, jakiego spotkałem, ubrany w tradycyjny, arabski strój. Zapewnia, że to muzułmański sklep, prowadzony tak, jak nakazuje Koran. Mówi, że na swoich towarach zarabia nie więcej niż dziesięć procent. –

Teraz do Egiptu, do Hurghady, przyjeżdżają nie tylko bogaci, są tez tacy, co odkładali na tę wyprawę całe życie. Ale nasi sprzedawcy są głupi! Myślą, że każdy, kto tylko zjawi się w Hurghadzie na wakacje ma portfel wypchany dolarami. Stupid men, stupid prices, its stupid, its stupid. - W sklepie Hassana pracują jego synowie, przez cały czas może liczyć na pomóc kupców z sąsiednich straganów. Jeśli tylko zapytasz go o towar, którego nie ma na stanie, każe ci usiąść i zaczekać jedną minutę, po czym zjawia się z towarem przyniesionym od swojego znajomego, właściciela innego stoiska. Jeśli żaden ze znajomych w promieniu kilku kramów, stoisk nie ma tego towaru, Hassan wraca po minucie i oznajmia, że może poszukać tego dla ciebie na dalszych straganach, ale odpowiedź da ci dopiero drugiego dnia. Pyta o cenę, jaką możesz zapłacić - on będzie targował się za ciebie. Targowanie to u nich coś tak naturalnego, jak flirt, parzenie herbaty, chodzenie i mówienie. Każda cena jest najlepsza i każdą da się zbić, co najmniej o jedną trzecią. Nie stoją tu na przeszkodzie odmienne języki, kultura i odcień skóry. Negocjowanie ceny, zmniejszanie jej dolar po dolarze, jest właściwie obowiązkiem. Sam byłem świadkiem, jak pewien sprzedawca obraził się, kiedy na propozycję negocjowania ceny pewna kobieta zareagowała śmiechem. Dla nich sprzedaż to ceremonia - składająca się z zaproszenia, posiłku - kiedy proponują ci kawę lub herbatę, prezentacji towarów i podjęcia decyzji, przy czym twoja odmowa kupna jest traktowana, jako coś naturalnego. Nikt nie pokaże ci tutaj, że zmarnowałeś jego czas. Chociażby poświęcił dla ciebie wiele minut i filiżanek herbaty.

Kilka dni później wróciłem do sklepu mojego przyjaciela, Hassana. Pomógł mi wybrać fajkę wodną, taką do palenia, nie do stania na telewizorze. Do tego węgiel, różne smaki wilgotnego tytoniu. Za wszystko zapłaciłem, jak się później okazało, cztery razy drożej, niż w innym sklepie, u innego, mniej zaprzyjaźnionego sprzedawcy. Port w Luxorze otacza ogrodzenie z rogatkami. Przy szlabanach stoją funkcjonariusze tourist Police, pilnując, żeby żaden arabski handlarz nie zakłócał spokoju zachodnich turystów. Ich panowanie rozciąga się jedynie na pięćdziesiąt, sześćdziesiąt metrów od bramy. Dalej nic ich nie chroni przed stertami śmieci, widokiem wychudzonych zwierząt i dzieci proszących o pieniądze. Za bramą jest ogród - palmy daktylowe, papirusy, pomarańczowe drzewka, wszystko poprzecinane kanałami spadającymi do Nilu. W kanałach - lilie, trzciny i mnóstwo ptaków. Kiedyś, zanim prezydent Nasser wybudował tamę w górnym biegu egipskiego Nilu, na brzegach wylegiwały się krokodyle a i teraz nawet można je spotkać w trzcinach okalających pola uprawne. Ogrodnicy częstują mnie herbatą. Przynoszą mi do wąchania bazylię i trawę pachnącą jak pomarańcze. To z niej wyciska się olejek, służący do produkcji perfum. Podtykają rośliny jedna po drugiej, tak szybko, że nie potrafię przypomnieć sobie ani ich zapachu, ani smaku - wszystkie przyniesione chowam do kieszeni. Może uda mi się dowiedzieć, co to było. Dwa, może trzy metry od miejsca, w którym rozłożony był dywan i parzono herbatę, stoi gliniany mur. W murze dziury, jakby ktoś wybił je potężnymi pięściami, średnicy koło piętnastu centymetrów. Jedyne miejsce, którego ogrodnicy nie chcieli pokazać z bliska - lęgowiska węży.

Na spacer po ogrodzie portu Luxor zabrał mnie jeden z ogrodników - reszta została w cieniu, parząc sobie kolejną herbatę. - W koronach drzewek owocowych ukryte są gniazda ptaków, trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać. Rozchylił liście pomarańczy, żeby pokazać mi pisklęta, ale zrobił to w taki sposób, jakby utrzymanie w tajemnicy informacji o położeniu ptasich gniazd było sprawą najwyższej wagi. Później owoce - całe masy owoców, których nie wolno zjadać. One mają cieszyć oczy pasażerów statku. Ogrodnik zrywa kilka i chowa do kieszeni. I tak kilka chwil później, siedząc konspiracyjnie w krzakach razem z pracownikiem egipskiego portu, wcinam żółte i zielone kule, których nazw nawet nie potrafię powtórzyć ogrodzie stoi gliniany budynek, magazyn bez dachu. Pada tu tak rzadko, że dachy w ogóle nie są potrzebne. Kiedyś wykorzystywany pewnie dla składowania towarów, teraz stał się jednym wielkim śmietniskiem. Przy magazynie wieża - najwyższy chyba punkt portu, na szczycie wieży gołębnik - jedyny zamieszkały i użytkowany element budynku. Są, więc - grube fasady, ściany, przejścia, wyjścia, wejścia, kręcone schody. I gołębnik, ze stale uzupełnianą karmą dla ptaków. Na zewnątrz bramy - niskie domy zrobione z gliny wzmacnianej trawą. Nie chodzi nawet o to, że ludziom brakuje materiałów. Taki sposób budowy pozwala wychłodzić przez noc nagrzane za dnia budynki - rzecz niemożliwa, jeśli buduje się z kamienia czy cegły. Od wielu tysięcy lat gospodarstwa wielu Egipcjan wznoszone są w ten sposób. Dawniej nie miało znaczenia, czy dom służyć miał faraonowi czy chłopu - glina i trzciny dla doczesności, marmur i piaskowiec dla wieczności. Z litego kamienia były jedynie grobowce i świątynie. Domy nie mają dachów - nigdy nie pada tu deszcz, a na ostatniej, niepokrytej kondygnacji hoduje się kury. Dla tych ludzi to jedyny sposób, żeby od czasu do czasu pozwolić sobie na zjedzenie mięsa - jeden kilogram kosztuje w Egipcie kilkanaście dolarów.

Wokół glinianych domów - śmieci. W kanałach, na ulicy, powtykane w klomby pousychanych kwiatów. Po śmieciach biegają dzieci, w rękach trzymają grube rury PCV. Rury, ładowane czymś w rodzaju saletry, służą im za wyrzutnie wszystkie, co ma wielkość odpowiadającą średnicy prowizorycznej lufy. Kiedy tylko zauważają, że się zbliżam, ciągną mnie za rękę w stronę sklepu, następnie same stają za ladą i w kółko powtarzają: cola, water, orange juice, good price. Żadne z nich nie ma więcej niż pięć, góra sześć lat. Nie rozumieją, że chce tylko rozmienić banknoty - więc dalej: cola, water, juice. I tak przez wiele minut. Jest coś niesamowitego w zachodach słońca tutaj. U nas zachód to zachód. Jest pięknie, bo chmury, kolor nieba, bo światło. Tutaj, kiedy patrzysz z poziomu Nilu na zachodni brzeg, jeśli na tym brzegu akurat jest miasto, zachodzące słońce jakby prześwituje przez gliniane domy, otwarte klatki schodowe i przejścia. Liczę sekundy - zaczyna się modlitwa w pierwszym meczecie, dziesięć sekund - kolejny meczet, dwadzieścia - następny. Jeden po drugim, wszystkie tworzą w końcu gigantyczny, niezsynchronizowany, rytmiczny pomruk, mantrę, zawodzenie. W pełni słuchać je tylko z pokładu statku, nigdy w mieście. Nie da się tego porównać do żadnych znanych mi pieśni, dzwonów kościelnych, niczego, co jest z mojego, naszego świata. Słuchasz tego, jak opowieści w nieznanym języku, czujesz, jakby ci wszyscy ludzie opowiadali teraz Bogu, co dziś się im przytrafiło. I czujesz, że nie jest to ani trochę mniej prawdziwe od naszych modlitw. Myślę, że jeśli kiedykolwiek ktoś mnie zapyta, co pamiętam, to właśnie te modlitwy, o wschodzie i zachodzie słońca.
 

Dodano: 2015-06-17 - Autor: Marlena Wacławek - Kategoria: Relacje klientów

Komentarze

Dla tel. komórkowych
733 730 700

Dla tel. stacjonarnych
42 632 04 64

Obsługa klienta

poniedziałek - piątek: 9:00 - 20:00

sobota: 10:00 - 14:00

niedziela: nieczynne

 

Content

Oferta TUI w Travel Shops

Odkrywaj świat z TUI. Wakacyjna oferta w ponad 90 krajach oraz setki wycieczek fakultatywnych, które dostarczą niezapomnianych wrażeń. Last Minute i First Minute. Oferta samolotowa oraz z dojazdem własnym. Najpopularniejsze kierunki w najlepszych cenach. Zaplanuj swój wyjazd już teraz.

Zapytaj o ofertę TUI już dziś! Zapraszamy do kontaktu.

TUI Skontaktuj się z nami